Rady osiedli w Białymstoku wróciły
Do Białegostoku wróciły rady osiedli. 5 czerwca odbyło się głosowanie, w którym mieszkańcy kilkunastu białostockich osiedli opowiedzieli się za powrotem rad. Co prawda nie wszędzie tj. nie na każdym osiedlu, rady powstaną, ale moim zdaniem należy zachować umiarkowany optymizm i się skromnie cieszyć z tego co mamy. A nie jest najgorzej. Z 28 osiedli rady będą na 11.
Z drugiej jednak strony, jak powszechnie wiadomo, lepsze jest wrogiem dobrego, tak więc warto publicznie postawić pytanie, dlaczego rady osiedli będą tylko na 11 osiedlach?
Częściowej odpowiedzi na to pytanie udzieliłem już w jednej z poprzednich notek (8 maja), dotyczących wyborów do rad osiedli. Jak się okazało, w wielu kwestiach miałem niestety rację. Piszę „niestety”, bo po pierwsze żadna to radość mieć w tym przypadku rację, a po drugie wielu rzeczy można było uniknąć lub zrobić lepiej. Póki co odsyłam do wcześniejszej notki, a teraz chciałbym podsumować kilka kwestii.
Do urn na 16 osiedlach, gdzie 5 czerwca odbyły się wybory, poszło 4809 osób. Mało, zważywszy na to, ile łącznie było uprawnionych do głosowania na wspomnianych osiedlach. Głos, wedle moich obliczeń, mogły oddać łącznie 115424 osoby. Tak więc uśredniając frekwencja na wszystkich osiedlach, gdzie odbyły się wybory, wyniosła skromniutkie 4,19 %. Powstaje pytanie o to jak silny jest zdobyty w taki sposób mandat do reprezentowania lokalnej, osiedlowej społeczności?
Zanim odpowiem na to pytanie wrócę do pytania zasadniczego i głównego – po co nam w Białymstoku właściwie rady osiedli? Jako chyba największy, po białostockiej stronie społecznej, zwolennik oddolnego organizowania się ludzi, od zawsze byłem wielkim orędownikiem przywrócenia rad osiedli w Białymstoku. Wielokrotnie wspominałem i podkreślałem, że każda forma organizacji i kooperacji między ludźmi jest mi bardzo bliska. Stąd moje wielkie zaangażowanie w promocję i propagowanie powrotu rad osiedli w Białymstoku. Nie miało dla mnie znaczenia, że to pomysł „pisowski”. Jeśli z podobnym pomysłem wystartowałaby białostocka Platforma Obywatelska, SLD czy sam Pan Prezydent także nie byłoby to istotną kwestią. Dobrze i sprawnie funkcjonujące rady osiedli są potrzebne. Po prostu.
Wracając do pytania o mandat. Jest on oczywiście bardzo słaby. (Przy okazji poproszę o szczegółowe dane kto i ile dostał głosów. Ciekawi i jednocześnie zastanawia, ile głosów należało zdobyć, aby zostać osiedlowym radnym.) Nie zmienia to oczywiście faktu, że rady osiedli powstały i będą oficjalnie reprezentować mieszkańców. Tak to zostało skonstruowane i zaplanowane w uchwale Rady Miasta Białystok. Nikt oczywiście nikomu nie zabraniał zbierać podpisów i później startować w wyborach. Wystarczyło zechcieć poświecić kilka godzin na tzw. sprawy obywatelskie. Mówi się, że nieobecni nie mają racji. Nie wypada więc, mimo błędów i zaniechań, utyskiwać na niską frekwencję. Porozmawiajmy lepiej o tym, kto nie wykonał należycie swojej pracy lub zrobił za mało i oczywiście wyciągnijmy wnioski na przyszłość.
Przechodząc do odpowiedzi na główne pytanie dlaczego rady osiedli będą tylko na 11 osiedlach stwierdzić należy, że wina leży po wielu stronach. Rad osiedli nie było w Białymstoku od 10 lat, tak więc na nowo należało przedstawić mieszkańcom i mieszkankom tę formę społeczno – politycznej deliberacji i partycypacji. Na pewno najwięcej do powiedzenia w temacie promocji rad miał Prezydent, a jego aktywność pozostawiała wiele do życzenia. Podobnie inne (poza PiSem) partie polityczne i wszelkiego typu organizacje społeczne, co do których można i należało mieć większe wymagania. Zwłaszcza względem tych organizacji pozarządowych, które w swoich statutach mają promocję takich wartości jak postawy demokratyczne i obywatelska partycypacja. W pewnym momencie można było odnieść wręcz wrażenie, że skoro „PiS wymyślił, to niech teraz PiS pracuje”, a tak powinno być. Stawiam tezę, że gdyby w promocję wyborów do białostockich rad osiedli zaangażowało się więcej podmiotów to rady powstałyby na większej ilości osiedli, a w wyborach byłaby wyższa frekwencja, a co za tym idzie większy i silniejszy mandat osiedlowych radnych.
Tym bardziej należy serdeczne podziękować dla radnych Koronkiewicza i Stawnickiego za ich pracę w Miejskiej Komisji Wyborczej. Jak wielokrotnie podkreślałem stali się twarzami powrotu rad osiedli.
Koncepcja powrotu rad osiedli wypłynęła z PiSu, tak więc trudno się dziwić, że członkowie tej partii byli najbardziej zainteresowani propagowaniem tego tematu. Jedni zaangażowali się bardziej, inni mniej. Jakość ich pracy na rzecz powrotu rad osiedli oceni z pewnością białostockie szefostwo PiSu. Na pewno minusem jest brak rady osiedla na tak prestiżowym osiedlu jak os. Centrum czy na głośnych Bojarach. Temat rad przespały kompletnie wielkie osiedla jak Zielone Wzgórza, Piasta, Piaski czy Dziesięciny.
Ważne jest, że rady będą na 11 osiedlach i tylko od ich członków zależeć będzie jakość pracy poszczególnych rad. Chciałoby się, żeby były to ciała na wskroś obywatelskie. Zdaję sobie przy tym sprawę, że kompetencji rady osiedli nie będą miały zbyt wiele, ale skoro takie ciała zostały powołane, należało i należy z nich korzystać. Bardzo podoba mi się i popieram głos od Ręce precz od Dojlid. Powtarzam – skoro rady osiedli zostały w Białymstoku przywrócone to należało skorzystać z tej formy obywatelskiej aktywności. Trzymam także też kciuki za nowe rady. Niech staną się więc prawdziwie słyszalnym głosem mieszkańców. Na pierwsze podsumowania przyjdzie czas pod koniec 2016.
Ps. Zdjęcie z rewitalizacji mojego podwórka przy ul. Włókienniczej 17 dodałem na górze, po lewej nie bez przyczyny. Takimi m.in. rzeczami, jakimi ja mam przyjemność zajmować się od paru lat, winni zajmować nowo wybrani, osiedlowi radni i radne.
Radek Puśko
Bardzo dobry ruch