Rady osiedli – obywatelskie marzenie czy fasada?
5 czerwca mogą odbyć się w Białymstoku wybory do rady osiedli. Piszę w trybie warunkowym, bo o ile wiadomo od 27 kwietnia, że wybory mają się odbyć na 17 białostockich osiedlach, to ciągle nie wiadomo, czy na pewno się odbędą. Wszystko przez… brak chętnych. Do wyborów zostało ponad 3 tygodnie (słowa te piszę 8 maja), tak więc czas na pierwsze podsumowanie postępu przygotowań do tychże wyborów.
Zanim do tego przejdę, przypominam i przy okazji polecam zajrzeć do moich wcześniejszych notek w temacie rad osiedli. O tym, że należy się organizować i startować wspominałem już 3 listopada 2015, zaś o kwestiach proceduralnych związanych z nadchodzącymi wyborami pisałem miesiąc temu.
Podsumowanie tego, co dotychczas działo się w związku z wyborami do rad osiedli w Białymstoku, zacznę od niespecjalnie optymistycznego wezwania Miejskiej Komisji Wyborczej (MKW). W kolejnym komunikacie MKW wzywa mieszkańców wybranych białostockich osiedli do zgłaszania kandydatów na członków rad osiedli. Poniżej treść komunikatu.
Mimo zgłaszanych potrzeb zorganizowania wyborów na 17 białostockich osiedlach, istnieje uzasadniona obawa, że rady osiedli powstaną na mniejszej ilości osiedli. Przypomnę – aby powstały rady, musimy jako obywatele i obywatelki poszczególnych osiedli, mieć możliwość oddania głosu – stąd potrzeba minimum 16 kandydatów i kandydatek na każdym osiedlu. To nie wszystko. 5 czerwca przy urnach musi się zjawić minimum 3% uprawnionych do głosowania mieszkańców danego osiedla. Jak się okazało, nie wszędzie został nawet spełniony pierwszy warunek. Na zdjęciu wyżej dobrze widać, na których osiedlach brakuje chętnych do zostania radnym.
W tym momencie czas na pierwsze wnioski. Nie są wesołe i pochlebne zarówno dla nas, obywateli i obywatelek (samokrytyka zawsze w cenie) oraz przede wszystkim dla naszych miejskich decydentów. Zastanowić się trzeba, dlaczego mimo zebrania odpowiedniej liczby podpisów i jasnego sygnału, że chcemy wyborów na 17 osiedlach, w pierwszym terminie nie wszędzie zgłosiła się minimalna liczba chętnych? Można postawić dość śmiałą tezę, że na wyborach do rad osiedli zależy tylko małej grupce (kilku, w najlepszym wypadku kilkunastu) osób, które jak sądzę same postanowiły zebrać podpisy i później zgłosić się jako kandydatka/kandydat na radnego. Przy okazji dodam, że sam jestem przykładem takiej osoby na os. Centrum. W tym momencie pojawia się niezwykle ważne pytanie – co z resztą społeczeństwa, które jak widać niespecjalnie wykazuje zainteresowanie tematem i możliwością ograniczonej, ale jednak obywatelskiej partycypacji oraz osiedlowej, lokalnej demokracji.
Mamy jeszcze tydzień na uzupełnienie listy kandydatur. Wierzę, że na każdym osiedlu, które wcześniej zebrało potrzebne podpisy, zbierze się także 16 osób – czyli tyle, ile trzeba, żeby odbyły się wybory. Optymistycznie patrzę także na przekroczenie progu procentowego, do czego także osobiście od połowy kwietnia apeluję i zachęcam. Dla przykładu zdjęcie mojej małej odezwy zachęcającej do aktywności obywatelskiej, poniżej.
Chciałbym poruszyć też wątek braku aktywności i zaangażowania naszych rodzimych polityków i miejskich decydentów w temacie promocji i informacji o wyborach do rad osiedli. Przyglądam się temu zagadnieniu od chwili, kiedy na jednej z sesji Rady Miasta pojawił się projekt uchwały przywracającej rady osiedli w Białymstoku. Jesteśmy obecnie w krytycznym punkcie przed zbliżającymi się wyborami i nie chcąc się zbyt mocno rozprawiać z całą białostocką klasą polityczną, napiszę, że do chwili obecnej, poza paroma chlubnymi wyjątkami, cała wspomniana klasa polityczna zawodzi na całej linii. Wydaje się, że temat wyborów do rad osiedli jest tzw. gorącym kartoflem nawet w samym PiSie (to ten klub parł w Radzie Miasta Białystok do przywrócenia rad osiedli). Wspominałem wielokrotnie, że jedynymi twarzami rad osiedli w Białymstoku z racji zaangażowania i aktywności w temacie, stali się z racji zasiadania w MKW, radni Stawnicki i Koronkiewicz. Wydaje się, że z horyzontu zniknął nawet radny Brożek – przewodniczący MKW. Oprócz cyklicznych konferencji MKW (wspomnieni radni Stawnicki i Koronkiewicz) próżno szukać większego zaangażowania partii politycznych. Marzy mi się dla przykładu wielka WSPÓLNA konferencja wszystkich większych białostockich partii politycznych, które razem będą zachęcać do kandydowania i późniejszego głosowania w wyborach 5 czerwca. Podobnie niewiele w temacie promocji i informacji o radach osiedli dzieje się po stronie urzędniczej. Spoty audio w białostockich autobusach plus plakaty, jak ten z górnego, lewego rogu, to zdecydowania za mało. Ponadto, do wspomnianej wyżej propozycji wspólnej konferencji mógłby i powinien oczywiście dołączyć Prezydent Truskolaski. Nieznane są mi także ruchy w temacie promocji i informacji o wyborach do rad osiedli po stronie sektora pozarządowego. Białostockie organizacje pozarządowe, zwłaszcza te mające partycypację w swoich statutach, mają tutaj pole do wielkiej aktywności. Wygląda więc, że póki co na radach osiedli, poza kilkoma wyjątkami, tak naprawdę niespecjalnie komu zależy… Podkreślam zwrot „póki co”, bo do wyborów mamy jeszcze ponad 3 tygodnie i wiele zaniechań i zaniedbań można jeszcze naprawić.
PS. Na zakończenie: w kontekście ostatnich marszy w obronie demokracji, dodam, że najlepszą metodą na obronę demokracji jest jej codzienne i nieustanne, najlepiej oddolne, tworzenie. Mamy ku temu dobrą okazję 5 czerwca przy urnach wyborczych do rad osiedli. Nie zmarnujmy jej.
Radek Puśko
[…] odpowiedzi na to pytanie udzieliłem już w jednej z poprzednich notek (8 maja), dotyczących wyborów do rad osiedli. Jak się okazało, w wielu kwestiach miałem […]