Grodno dla bardzo początkujących
Przyszedł czas odwiedzić sąsiedzkie miasto Grodno (biał. Гародня, ros. Гродно) Długo zbierałem się do odwiedzin tego pięknego miasta tuż przy granicy. W końcu po dopełnieniu niezbędnych formalności (więcej o tym niżej) wsiadłem w bezpośredni pociąg relacji Białystok – Grodno. Dzięki temu jest o czym pisać mimo, że w byłem tam niespełna dwa dni. Zapraszam więc do lektury opowieści o mojej pierwszej wyprawie do Grodno.
Niezbędne dokumenty
Do Grodna wybrałem się korzystając z ruchu bezwizowego. Tak, jest coś takiego. Do takich miast jak Grodno, Brześć czy Mińsk możemy się wybrać bez wizy. W teorii jest to łatwe. Praktyka już tak prosta nie jest. Na pewno jest czasochłonna i zdziwione będą wszystkie osoby przyzwyczajone do podróżowania z dowodem osobistym.
Mimo wszystko tzw. „bezwiz” czy ruch bezwizowy jest pewnym udogodnieniem. Inną opcją jest wizyta po wizę w białoruskim konsulacie lub ambasadzie. Co należy zrobić, aby „załapać się” na bezwiz? Zacząć trzeba od wypełnienia wniosku o bezwizowy wjazd do Białorusi. Przy okazji polecam fanpejdż Białoruś po polsku. Oprócz przydatnych informacji dotyczących wyjazdu do Białorusi znajdziecie też ciekawostki z naszej wspólnej polsko – białoruskiej historii, porady, informacje społeczno – kulturalne. Po wypełnieniu dokumentów otrzymacie drogą mailową przepustkę. Trzeba ją wydrukować i koniecznie mieć przy sobie. Bez niej nie przekroczymy granicy. Potrzebne jest również ubezpieczenie. No i oczywiście paszport.
Podróż
Na trasie Białystok – Grodno jeździ bezpośredni pociąg. Postanowiłem wybrać ten rodzaj transportu, mimo że odjeżdża tylko jeden skład (każdego dnia o 10.34, stan na 12.03.2019). Jeśli nie chcecie ograniczać się godziną odjazdu można skorzystać z ogólnodostępnych marszrutek (busików).
Podróż do Grodna z racji odległości od Białegostoku powinna trwać krótko. Rzekłbym, że nawet bardzo krótko. Jest to ok. 75 km i pociąg powinien pokonać taką trasę w mniej niż godzinę. Jest to raptem o kilkanaście kilometrów mniej niż np. trasa z Kostrzyna nad Odrą do Berlina. Niestety, podróż trwa ponad 2,5 godziny. Może się też wydłużyć, zależnie od pracy Straży Granicznej i celników. Pamiętać też trzeba o zmianie czasu. Od czego są jednak towarzysze i towarzyszki podróży. Lubie rozmawiać i poznawać ludzi. Udało się zagadać do wszystkich w przedziale. Trochę po białorusku, trochę po polsku, trochę po rosyjsku. Z kolegami i koleżankami z Białorusi zawsze się da dogadać. Na zdjęcie zgodzili się Anna i Siergiej. Anna studiuje w Łodzi stosunki międzynarodowe. Siergiej mieszka w Białymstoku, jest programistą i jednocześnie okazał się być bardzo pomocnym człowiekiem. Pomógł mi w wymianie pieniędzy (trzeba kupić kilkanaście rubli w Grodnie na start) i załatwieniu tematu białoruskiej karty do telefonu (bo przecież ciężko jest żyć bez internetu)
Ok, kupiłem kartę i co dalej? Wypadałoby się zabukować w hotelu i zostawić plecak. Hotel niestety zabukowałem kilka dobrych kilometrów od centrum. Podjechać można oczywiście komunikacją publiczną (autobusy, trolejbusy i marszrutki). Można też zadzwonić po taksówkę. Obie formy przemieszczania są bardzo tanie. Bilet na autobus to 50-60 kopiejek (80-90 groszy) Taxi (czyli „maszynku”) to koszt 3-4 rubli (5-8 zł) za kurs na odległość ponad 5 km. W zestawieniu do cen w Białymstoku wychodzi bardzo tanio. Tylko jak zadzwonić po „maszynku” nie znając rosyjskiego i nie potrafiąc wytłumaczyć gdzie się jest? Tu także pomocny okazał się nowo poznany kolega, który w uprzejmości swej zadzwonił po transport. Uff, jestem w samochodzie i jadę do hotelu. Dziękuję Ci Siergiej!
Hotel
Na booking.com znalazłem na ul. Janki Kupały hotel o jakże oryginalnej nazwie Turist. Nie ukrywam, że kierowałem się ceną. Za pokój ze śniadaniem zapłaciłem 100 zł. Grodno potrafi zadziwić w tym temacie i są hotele o wiele droższe. Standard pokoju w hotelu Turist przyzwoity. Łóżko, wersalka, tv, trochę mebli w stylu „trochę PRL, trochę lata 90-te”. Dla osoby pamiętającej przełom lat 80-tych i 90-tych oczywista sprawa. Zdjęcie niżej.
Wrażenia
Po załatwieniu spraw hotelowych czas wyruszyć pozwiedzać. Pociąg z Białegostoku w Grodnie na dworcu zameldował się ok 15.30. Zanim znalazłem kantor i sklep z kartami do telefonu, odebrałem klucze do pokoju w hotelu minęło trochę czasu. Lekko po godzinie 17.00 byłem znowu w centrum na ul. Orzeszkowej. Tak, jest w Grodnie taka ulica i jest to element pewnego barwnego krajobrazu. Z jednej strony można znaleźć ulice Orzeszkowej i Batorego tuż obok Lenina, Kirowa czy Budionnego. Innym przykładem minionej, a w Białorusi trwającej epoki jest pomnik czołg (identyczny T-34 jak był także w Białymstoku).
Z racji braku czasu (przypomnę, moja wizyta w Grodnie trwała od popołudnia w sobotę do popołudnia w niedzielę) nie udało mi się zobaczyć zbyt wiele. Do tego niestety pogoda nie dopisała i w sobotę przed godz. 21.00 postanowiłem wrócić cały przemoczony do hotelowego pokoju. Co się udało zobaczyć? Zamek w Grodnie, a właściwie to co z niego zostało. Nie wiem jak ostatecznie zakończy się „remont” tego obiektu, ale wygląda, że władze Grodna budują sobie nowy-stary zamek. Dotarłem też do grodzieńskiej fary. Piękny kościół z czasów I RP. Kolejna budowlą sakralną jest równie piękny Sobór Opieki Matki Bożej w Grodnie. Przyznam, że jest coś mistycznego w tych starych świątyniach.
Skoro Grodno to nie sposób pominąć dawny dom Elizy Orzeszkowej. Obecnie w budynku znajduje się muzeum. Przy weekendzie oczywiście zamknięte, także trzeba będzie odwiedzić Grodno w tzw. „tygodniu”.
Wrażeń moc dostarczyli też ludzie. Wspominałem już Siaroży którego poznałem w pociągu. Wspomnieć jeszcze muszę koniecznie o Andrieju (Jędrusiu), przemiłym człowieku z „maszynku”. Jako że postanowiłem korzystać w Grodnie z taxówek to Andriej był pierwszą osobą, do której wsiadłem do samochodu. A że lubię gadać (mimo, że prawie w ogóle nie znam rosyjskiego) to i tak poszło w górki i szybko zostaliśmy z Andriejem kolegami. Co więcej – okazało się, że Andriej jeździł na taxówce w Białymstoku i musiał wrócić do Grodna, bo skończyła mu się wiza. Wielokrotnie podkreślał, że składa znowu dokumenty o wizę i obiecaliśmy sobie, że spotkamy się w Białymstoku. Jędrek okazał się człowiekiem „do rany przyłóż” (podobnie jak zdecydowana większość ludzi spotkanych w czasie mojej małej ekskursji). Jak ktoś będzie planował podróż do Grodna i zechce poznać Andrieja to służę telefonem w wiadomości prywatnej. Link znajdziecie w zakładce kontakt.
Ach, w jaki sposób Andriej stał się Jędrkiem? Kiedy się przedstawialiśmy powiedział następujące słowa (po rosyjsku):
– Nazywam się Andriej, po waszemu, po polsku to będzie Andrzej.
Odpowiadam:
– Andriej jest ok, ale skoro mówisz, że Ty Andrzej, to będziesz Jędrek (Jędruś)
Andriejowi wpadło w ucho, spodobało mu się i ten sposób zostało Jędrulą.
Wspomnę jeszcze o rewelacyjnym kramie Admietnasc prowadzonym przez przemiłego Siarhieja Wieramienkę. Sklep ten znalazłem już jakiś czas na Instagramie i wiedziałem, że jak tylko uda mi się w końcu odwiedzić Grodno, to koniecznie będę musiał znaleźć czas na ten sklep. Udało się i dzięki temu wróciłem do Białegostoku z paroma suwenirami i pamiątkami bardzo białoruskimi. Wszystko spod biało – czerwono – białej flagi i dobrej pamięci o Wielkim Księstwie Litewskim.
Ok. Czas na powrotny pociąg do Białegostoku. Grodno – to było nasze pierwsze spotkanie. Na pewnie nie ostatnie.
Kilka miejsc i osób, o których wspomniałem wyżej znajdziecie poniżej na zdjęciach.
I na koniec – Biełarus Palaku dy Palak Biełarusu bratam!
Radosław Puśko / Радаслаў Пуська