Wspólnota w czasach wojny
Bandycki atak Putina, jego radzieckich siepaczy na Ukrainę i konsekwencje z tym związane skłaniają też do refleksji o nas samych. Wniosków i pytań, które od dekad pozostają bez odpowiedzi… Zwykło się mówić, że pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Wojna to także szereg pytań, w tym te najważniejsze o przyszłość.
Najtrudniejszymi pytaniami z kolei były, są i pewnie będą pytania o naturę człowieka. Udzielano na nie zwykle jednoznacznej odpowiedzi. Często niezwykle przy tym upraszczając (ach te stereotypy) i idąc na skróty. Bandycki atak Putina na Ukrainę oraz kontekst ostatnich dwóch lat pandemii skłania do postawienia odwiecznego pytania o nas samych:
Dlaczego jesteśmy tak „dziwnie” skonstruowani – my w sensie miedzy Odrą a Bugiem – że w normalnych, spokojnych czasach zdecydowanie lepiej nam wychodzi wzajemna nawalanka, rozwalanie państwa, sojuszy połączone z tumiwisizmem, kultem indywidualizmu i tzw. „wdupiemiejstwem” a prawdziwą wspólnotą, dobrze naoliwionym, twórczym i empatycznym społecznym mechanizmem stajemy się w obliczu zagrożenia?
Budujmy wspólnotę
Jak pewnie wiecie przez szereg lat byłem zafiksowany (w najlepszym znaczeniu tego słowa) na budowaniu wspólnoty i ducha wspólnoty. (Dla zainteresowanych wątkiem odsyłam do zakładki na moim blogu dotyczącym Wspólnoty Mieszkaniowej Włókiennicza 17 w Białymstoku) Zawsze wychodziłem z założenia, że nic tak nie łączy, ale też nie buduje/kreuje/wzmacnia jak właśnie wspólnota. Zarówno ta mała, lokalna jak i ta większą, na poziomie miasta, regionu czy państwa albo grupy państw. (Wtedy taka wspólnotą może nazywać Unią albo Sojuszem – wielkie litery użyte celowo) Inną równie ważną kategorią było (jest i będzie) dbanie o dobro wspólne. Zarówno wspólnota jak i dobre wspólne to rzeczy ze wszech miar uzupełniające się i niezwykle komplementarne. Obydwie te kategorie od lat wyznaczały mój społeczny kompas, a przy okazji kręgosłup moralny.
Są w ojczyźnie rachunki krzywd
Popatrzcie co jeszcze do niedawna działo się na naszym lokalnym podwórku. PiS i akolici rozwalali nas od środka, powoli i systematycznie niszcząc demokrację i po kawałeczku psując struktury Państwa. Do tego dochodziło szczucie na wiele grup społecznych, z LGBT+ na czele, tępa i siermiężna propaganda wylewająca się z telewizji kiedyś zwanej publiczną. Co gorsza – w sferze międzynarodowej próbowali budować egzotyczne sojusze (tu mała litera użyta celowo) i chwała Bogu, że im się nie udało. I działo się to jeszcze nie tak całkiem dawno. Ostatni szczyt putinowskich przybudówek w Europie, niestety z udziałem Premiera RP, odbył się w Madrycie raptem trzy tygodnie przed agresją radziecką.
Tak, będziemy o tym pamiętać i wielu innych złych decyzjach. Są w ojczyźnie rachunki krzywdy i przyjdzie czas rozliczeń. Z drugiej strony taki moment może w ogóle nie nastąpić. Dlaczego?
Po 24 lutego 2022 (data przejdzie do historii jako dzień wyjątkowej rosyjskiej hańby) spory wewnętrzne zostały wyciszone. Nie jestem odosobniony w tej opinii, ale zarówno Prezydent Duda, Premier Morawiecki i Państwo spisują się póki co (stan na 27.02) bez zarzutu. Mówiąc „Państwo” mam na myśli jego struktury, samorząd, instytucje itd. Dajemy radę. Niezwykle budujące są też takie twity jak ten poniżej. Ministerstwo Edukacji i Nauki, zakładam że z Ministrem Czarnkiem na czele, przypomniało sobie o istnieniu Unii Europejskiej w tak ważnym momencie. Nie zdziwię się jak niedługo Krystyna Pawłowicz z posłem Kowalskim będą w Sejmie rozwieszać unijne flagi, radośnie przy tym śpiewając „Odę do radości”.
Z komika mąż stanu, z męża stanu komik
Tytuł tego akapitu zaczerpnąłem od jakże trafnego podsumowania pracy Prezydenta Ukrainy i Kanclerza Niemiec. Ten pierwszy jako były aktor/komik wyrósł na prawdziwego męża stanu. Ten drugi już u progu „kanclerzowania” swoimi decyzjami (a właściwie ich brakiem) sprowadził się do poziomu komika. Cieszy mimo wszystko szybka refleksja i podejmowanie przez Niemcy słusznych decyzji, m.in o wyrzuceniu Rosji z systemu SWIFT.
Politycy w Polsce, w większości partii stają na wysokości zadania. Moją uwagę zwróciła m.in postawa Partii Razem, która od początku agresji radzieckiej na Ukrainę prostuje czasami wręcz karygodne komentarze po stronie europejskiej lewicy. Znakomitą pracę wykonuje były Minister SZ Radosław Sikorski, który w światowych mediach stał się niejako ambasadorem RP. Podobną pracę wśród liderów europejskiej Partii Ludowej wykonuje Donald Tusk. W polityce wewnętrznej spory zostały wyciszone, a politycy obozu rządzącego zajęli tym czym mają się w takiej sytuacje zajmować – pracą.
Wspomniałem, że większość polityków stanęła na wysokości zadania. Z tego grona wykluczam absolutną padlinę moralną jaką są przedstawiciele Konfederacji. Nie będę cytować niektórych wypowiedzi. Są to przypadki dla Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Cześć posłów Konfederacji powinna też natychmiast stracić mandaty.
Duch wspólnoty i dobro wspólne
Większość polityków „robi swoje”. I dobrze. Jeszcze piękniej jest w przypadku społeczeństwa w Polsce, które jak się wydaje gremialnie ruszyło na pomoc Ukrainie. Tyle dobra, empatii, zrozumienia i DUCHA WSPÓLNOTY nie widzieliśmy dawna. Ostatni raz w naszej najnowszej historii tak było w 1980 r. w czasach pierwszej Solidarności.
Tak jak z podziwem i dumą patrzę na Ukrainę, ukraińskie społeczeństwo i ukraińską Armię (wielka litera znowu użyta celowo) tak z równym podziwem i dumą obserwuję nas jako społeczeństwo. Osoby prywatne, firmy, organizacje pozarządowe, samorząd (tylko z braku miejsc nie będę dalej wymieniać) – nie pomylę się chyba mówiąc, że miliony z nas zaangażowało się w pomoc Braciom i Siostrom z Ukrainy uciekającym przed wojną.
Historia nam taką postawę zapamięta. Ukraińcy na pewno.
Przypomnę: pytania o naturę człowieka wydają się najtrudniejsze. Chcąc jeszcze utrudnić odpowiedź, postanowiłem pytaniem odpowiedzieć na pytanie z początku tekstu. Czy my tacy dobrzy dla siebie, dla innych i dla naszego Państwa nie możemy być na co dzień? Popatrzcie, gdzie byśmy teraz byli, gdybyśmy z równą pasją pracowali na rzecz dobra wspólnego tak jak teraz zaangażowaliśmy się w pomoc Braciom i Siostrom z Ukrainy?
Co sprawia, że ludziom między Odrą a Bugiem do robienia rzeczy wielkich potrzeba zewnętrznych wstrząsów? Zawsze musimy naszą sprawczość i kreatywność podlewać sosem patosu i bez tego ani rusz? Czy wydarzenia graniczne wyzwalają w nas efekt jednoczący i mobilizujący?
Czy zawsze musimy czekać na „czas trudny”, aby zacząć szanować siebie i swoje Państwo. Tak po prostu, a nie od święta?
Radosław Puśko
Interesujące jak wiele można powiedzieć na ten temat. Myślałem, że nie dotrwam do końca, ale wywód jest odpowiednio poprowadzony i przyjemnie i szybko się to czyta. Czekam na więcej wpisów, które mają podobną wartość 🙂