Wnyki – film tak bardzo podlaski

Prapremiera filmu „Wnyki”. Pełna sala w Bielskim Domu Kultury.

Prapremiera filmu Wnyki ściągnęła do Bielskiego Domu Kultury tłumy, jakich życzyć można każdej tego typu instytucji. O ogromnym zainteresowaniu tym wydarzeniem niech świadczy fakt, że organizatorzy przygotowali mieszkańcom aż cztery projekcje!

Wnyki były zapowiadane jako kontynuacja legendarnego już filmu z 1981 roku pt. Znachor, na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pod tym samym tytułem. Wystąpili w nim m.in. Tomasz Stockinger, Anna Dymna, Bożena Dykiel, Andrzej Kopiczyński, Artur Barciś, Piotr Fronczewski i genialny Jerzy Bińczycki w roli głównej. Poprzeczka jak widać dla Wnyków była zawieszona dość wysoko.

Wnyki – pełna sala w Bielskim Domu Kultury

Znachor 2 ?

Zacznę od tego, że na pewno nie będę zbyt obiektywnym recenzentem tego filmu. Jako wielki fan Podlasia od razu napiszę, że film ten jest tak bardzo podlaski i tak bardzo nasz, że bardziej się już chyba nie da. Mamy piękne ujęcia i widoki podlaskie (co chwyta za serce), da się usłyszeć tzw. howorkę czyli oryginalną mowę z naszego regionu, a sama akcja dzieje się w Bielsku Podlaskim i okolicach. To wszystko sprawia, że Wnyki są właśnie tak bardzo podlaskie. Przy czym nie jest to Podlasie przekoloryzowane jak np. w cyklu U Pana Boga… Reżyserowi (Szymon Nowak) udało się nie zepsuć Podlasia i pokazać nasz region takim jakim jest. W filmie nie znajdziemy przesadnego patosu, taniej mistyki, ani tandetnej cepelii i kiczu rodem z bazaru. Nawet jeśli pojawia się muzyka disco polo, to jest to pasujące do danej sceny muzyczne tło.


Wrażenia zacznę od minusów. Pierwsze co rzuca się w oczy, a zwłaszcza uszy to fakt, że film jest niedopracowany. Ma mnóstwo niedociągnięć i rzeczy, które wymagają natychmiastowej poprawki. Przed premierą białostocką, a potem mam nadzieję, także ogólnopolską, pierwszą i chyba najbardziej podstawową sprawą jest wykonanie konkretnej pracy nad udźwiękowieniem. Są sceny, w których naprawdę trzeba wytężyć słuch, żeby zrozumieć co aktor mówi. Wierzę, że po właściwym masteringu i ostatecznym montażu, zobaczę już w Białymstoku dzieło kompletne. Wie o tym oczywiście filmowa ekipa więc nie pozostaje nic innego jak czekać.

Plusy. Film jest kompletny. Mamy przemyślaną fabułę, co sprawia, że film chce się oglądać. Przyznam się, że jadąc do Bielska, bałem się czy przypadkiem nie będę miał do czynienia z naiwną opowieścią o Podlasiu w stylu wspomnianej wyżej serii U Pana Boga… Nic z tych rzeczy. Nawet jeśli pojawiają się sceny mistyczne i metafizyczne to nie ma w tym zbędnej przesady, co niewątpliwie jest zasługą dobrego scenariusza. Ten wyszedł spod pióra Mirosława Miniszewskiego. Udało się, bo nawiązań do naszej lokalności jest mnóstwo. Odczytanie tych większych i niekiedy bardzo małych podlaskich smaczków pozostawiam oczywiście widzom.

Wnyki nawiązują do Znachora także poprzez obsadę. Na ekranie ponownie zobaczymy Artura Barcisia czy Bożenę Dykiel (ach te śledzikowanie). Jest również Andrzej Beya – Zaborski. Znakomita jest rola Stanisławy Celińskiej. Aktorzy młodego pokolenia także dobrze wywiązują się ze swego zadania. Co prawda w filmie znika trochę rola Aleksandry Grzelak (Marysia), na korzyść Ksawerego Szlenkiera (Pawlicki) i ten wątek można było wyeksponować bardziej. Znajdziemy także wiele znajomych twarzy z Białegostoku, Bielska i okolic. Oprócz wspomnianego wyżej Andrzeja Zaborskiego zobaczymy także m.in. Karola Smacznego czy Helenę Radzikowską z Teatru Papahema.

Wspomnieć muszę jeszcze koniecznie o muzyce Michała Jacaszka, która stanowi kompletne tło do filmu. Oglądając film, lubię muzykę nieinwazyjną, której, co może zabrzmi dziwnie, nie słychać, a jest jednocześnie „zapamiętywalna”. Tak też jest we Wnykach. Jacaszkowi udało się przygotować ścieżkę dźwiękową, która jest dobrym dopełnieniem fabuły. Delikatne szumy, lekki ambient idealnie oddaje klimat Podlasia z jego wolno, leniwie płynącym czasem i niespiesznie przemieszczającymi się ludźmi. Czyli dokładnie tak jak filmie.

Tak bardzo brakowało mi baśni osadzonej tu, u nas, na Podlasiu. Więc mam. Wnyki to piękna opowieść, oczywiście z happy endem. Można więc spokojnie napisać, że są dobrym nawiązaniem do starego, dobrego Znachora. A to już sukces. Polecam wszystkim wybrać się do kin.

Ekipa filmowa do filmu Wnyki przygotowała także tzw. ściankę.

Wspomnieć jeszcze koniecznie muszę o mojej ulubionej idei partycypacji społecznej i obywatelskiej. Film powstał w wyniku głosowania w Bielskim Budżecie Obywatelskim. Wnyki zajęły pierwsze miejsce w głosowaniu na projekty pozainwestycyjne, zdobywając prawie tysiąc głosów. Dobitnie to pokazuje, ile znaczy społeczne zaangażowanie oraz wielka chęć uczestnictwa w kulturze. Dotyczy to nie tylko Bielska, ale całego naszego regionu. Ten wątek zostawiam naszym władzom do przemyśleń. O skali obywatelskiego zaangażowania mieszkańców i mieszkanek Bielska i „kulturalnego głodu” świadczy frekwencja na premierze.

Wielkie podziękowania dla Marka Włodzimirowa, Mateusza Sacharzewskiego, Tomasza Sulimy, Stowarzyszenia Edukacji Filmowej i całej filmowej ekipy. Udała się Wam sztuka wydawałoby się niewykonalna. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że o filmie Wnyki za kilkanaście lat będzie się mówiło, że był jednym z głównych przyczynków do odczarowania Podlasia i promocji naszego regionu w innych częściach Polski. Dostrzegalna już teraz staje się też nieśmiale wschodząca moda na Podlasie. Wnyki jeśli tylko zostaną dobrze promocyjnie „opakowane” mogą tę modę jeszcze bardziej rozbudzić.

Radek Puśko

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *