Białostocki Klub Muzyczny Metro kończy 20 lat

klub-metro-18-urodziny

Klub Metro – tort na 18 urodziny.

Białostocki Klub Metro kończy 20 lat. Wynik to absolutnie znakomity. Podobnych miejsc w Polsce (a szerzej w Europie) nie ma zbyt wielu. Mamy się więc czym chwalić. Po dziś dzień nie wiem czemu jako Miasto Białystok tego nie robimy. Temat szacunku i promocji kultury w naszym mieście zostawiam jednak na oddzielną notkę.

Nie bez powodu jednak wspomniałem w poprzednim akapicie o kulturze i jej promocji. Swoją opowieść o Metrze zacznę od stwierdzenia, że mało jest miejsc w Białymstoku, które zrobiłyby tyle dobrego dla rozwoju muzycznej kultury oraz przy okazji promocji naszego Miasta. Stawiam tezę, że w „swojej szufladce” Klub Metro można porównywać do Galerii Arsenał czy Opery i Filharmonii Podlaskiej.

Muszę też koniecznie dodać, że z założenia mój blog miał dotyczyć spraw publicznych – przede wszystkim obywatelskich, społecznych, politycznych i kulturalnych. Słowem kluczem są „sprawy publiczne”. Sam się niejako usprawiedliwię w tym momencie. 20-lecie Metra to doskonała okazja na trochę prywaty na tym blogu. Tym bardziej, że Klub Metro to bez mała 1/3 mojego życia.

Moja przygoda z Metrem…

zaczęła się pod koniec lat 90., dokładnie w roku 1999. By zachować precyzję dodam, że przygoda zaczęła się nie tyle z Metrem, ile pod Metrem, na legendarnym skwerku z popiersiem Ludwika Zamenhofa. Jako uczniak 3 klasy białostockiego III Liceum Ogólnokształcącego często spotykaliśmy się na wspomnianym skwerku, z początku bojąc się Metra. Wiedzieliśmy, że jest to miejsce trochę mroczne, niedostępne (przez co tak kuszące), a na pewno na tamte czasy totalnie awangardowe. W końcu jednak ciekawość wygrała i mogę spokojnie powiedzieć, że do Metra pierwszy raz zaszedłem jeszcze w ubiegłym millenium (taki weteran 😉 ). Na stałe zacząłem rezydować (tak, to dobre słowo) w klubie już na studiach. Moja przygoda z tym miejscem, choć już z mniejszą intensywnością, trwa w zasadzie to dziś. Dość o mnie. Wątki osobiste i tak będą się przeplatać wraz z opowieścią o Metrze, ludziach, muzyce i klimacie – czyli tym wszystkim, co sprawiło, że Klub Metro to…

miejsce kultowe.

Klub Metro – wejście od strony ul. Białówny

Czy ktoś by pomyślał, że na zdjęciu wyżej znajduje się wejście do miejsca absolutnie kultowego? Jestem pewien, że wielu mieszkańców i mieszkanek Białegostoku, mijając tę okolicę, wobec braku braku szyldu i większej reklamy, nie zdaje sobie sprawy, że ma do czynienia z żywą legendą. Lepiej jest z pewnością w nocy, kiedy dostrzec można charakterystyczny neon. Metro po dwudziestu latach istnienia bez wątpienia doczekało się statusu miejsca kultowego, żywej miejskiej legendy. Legendy, którą tworzą między innymi…

ludzie.

Legendę Metra stworzyli oczywiście – brzmi banalnie – ludzie. Zarówno ci, którzy zarządzali i zarządzają tym miejscem do dziś, jak i ci określani kiedyś mianem klubowiczów (w tym piszący te słowa). Mimo że muzycznie dojrzałem już w nowej erze, po roku 2000, to wychowywałem się w latach 90. i przyznaję się, jest we mnie coś z tamtego okresu. Stąd pewnie niegasnąca miłość do kawałka i klipu poniżej. Dodam, że Underworld stworzyli utwór rozpoznawany chyba przez wszystkich, którzy kiedykolwiek przekroczyli progi i drzwi Metra.

Swoją drogą historia niejako zatacza koło. 20 lat temu na ekranach kin pojawił Trainspotting – film kultowy podobnie jak Klub Metro. Po dwóch dekadach doczekamy się kontynuacji. Oby to był dobry prognostyk także dla Metra. Dość w tym momencie o muzyce. Więcej o tym w kolejnych akapitach.

Klub Metro – drzwi wejściowe

Wracając do ludzi. Wybaczcie, że przytoczę dosłownie strzępki metrowych historii i ludzi. Jest ich tak wiele i wiem, że spora część czytających te słowa może się obrazić za pominięcie w tym tekście. Serio, za mało miejsca i czasu, żeby wspomnieć wszystkich, z którymi się balowało, tańczyło, przeżywało muzykę i spotykało przy barze itp. itd. Wspomnieć muszę jednak o kilku(nastu) postaciach. Nie będę używać nazwisk, a postaram się o ksywy, jakie przylgnęły do nas na przestrzeni lat.

Na początku osoby, bez których nie byłoby znanego nam Metra, czyli Maćki. Dwoje ludzi, Maciek i Maciek, a zawsze funkcjonowali jako jedność. Po prostu Maćki. Siemens i M2. Bez Was nie byłoby tego miejsca. Żeby zachować parytet i czynnik feministyczny Metro to nie tylko dwóch panów. Tak trochę w cieniu, na uboczu ale była (jest) też kobieta – partnerka Siemensa. To ta trójka sprawiła, że większość młodości miałem przyjemność bawić się w porządnym klubie.

Osoby stojące za barem. Bez nich nie byłoby tzw. klimatu (o tym więcej także później). Mój klasyczny skład barmanów to Orzech i Matka na Czilu oraz Artur i Adam na Głównej. Wiem oczywiście, że dla starszych kolegów i koleżanek klasyczny skład będzie wyglądał inaczej. Uwielbiałem pogawędki z Orzechem i Matką. Wchodząc do klubu czekało się wręcz na tekst Orzecha „no co tam panie kolego” oraz propozycję pierwszego kielicha (potem był kolejny na tzw. drugą nóżkę i następne, ale pozwólcie, że ten wątek pominę). Zza baru pamiętam także Kosę i Kwika (tak, Kwik stał kiedyś na barze). Z młodego i młodszego pokolenia wspomnieć muszę o Adasiu, Kaśce (piona Sinaka), Adrianie (znanym także jako Liquid Molly) Czosi, Uli, Havani i Zuzdzie.

Teraz zaczynają się schody. W Metrze poznałem wiele wspaniałych osób, z wieloma z nich to dziś utrzymuję kontakt, o kilku mogę śmiało powiedzieć, że zostało moim kumplami. Wspomnę o kilku (kolejność absolutnie przypadkowa).

Pamiętam moment, kiedy w Metrze nie było jeszcze projektora, a tzw. vizuale wyświetlał kolega z… rzutnika do slajdów. Na którejś imprezie ktoś, jak się okazało zmęczony imprezą, niechcący potrącił ów rzutnik. Siedziałem całkiem blisko i jako, że obywatelska postawa jest mi jak pewnie wiecie bliska, pozbierałem slajdy i ustawiłem rzutnik. Po kilku chwilach zjawił się kolega, który rzutnik obsługiwał, podziękował, uśmiechnął się i oczywiście… zaprosił na kieliszka. W ten sposób poznałem Ozza (Przemka), przez wiele lat naczelnego metrowego fotografa, z którym znamy się do dnia dzisiejszego. Inna historia z Ozzem to impreza przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Swoją drogą była to doskonała okazja, żeby oczywiście wypić kieliszka za pomyślność (bardzo częsty toast w Metrze) Polski i UE. Otóż Ozz obiecał sobie, że od wejścia Polski do Unii Europejskiej nie będzie palić. Z tego co wiem dotrzymuje danego sobie i wtedy nam słowa. Wracając do wątku wejścia PL do UE – opijaliśmy o północy moment, kiedy Polska dołączyła do Zjednoczonej Europy. Dla zdecydowanej większości z nas było to wtedy bardzo ważne wydarzenie.

Temat Metro Ludzi zacząłem od Ozza nie bez przyczyny. Był jedną z pierwszych osób, którą wcześniej znałem z tzw. Metro Forum. W czasach informatycznie dawnych (czyt. w pierwszej połowie lat 2000) przed erą Grona i Facebooka, działało wspomniane Metro Forum. Była to jedna z klubowych podstron www, gdzie toczyło się autentyczne życie towarzyskie. Rozmawialiśmy, jak to dzieciaki, głównie o pierdołach i oczywiście o imprezach. Zdarzały się jednak solidne wątki merytoryczne i okołomuzyczne. Wielokrotnie pojawiały się tematy wytwórni muzycznych, poszczególnych dj, setów dj, wystroju klubu, pracy ludzi stojących za barem itp. To właśnie na tym Forum poznałem Wojtashka, Dudasa, Cyryla, Keyka, Goldiego, Messa, Grega, Elma, Tadzika, Kamę, Kasię, Sinakę, Dankę, Zeti, Maniusia, Emila, Fobista, Qoorę, Auricoma, Horniacosa, Evkę i tak dalej i tak dalej… I jeszcze raz napiszę. Z wieloma z tych osób zostaliśmy autentycznymi przyjaciółmi, z pozostałymi zostały dobre znajomości i zawsze jak się widzimy, to oprócz wspominek, są uściski i standardowy kieliszek w barze. I jeszcze raz proszę tych wszystkich, o których nie wspomniałem, o wybaczenie.

Wspomnę także, że do Metra przeniosła się całkiem spora liczba kreatywnych, także na polu muzyki, ludzi ze zlikwidowanego w 2005 roku skłotu. Ktoś pamięta ksywę „Patefon Gegen Babilon”. A Kwika aka Dj Czarek znacie, prawda? Tak, Patefon to wczesna ksywa Kwika.

Dodam jeszcze Browara, który przez wiele lat, w studenckich czasach, obsługiwał szatnię. Dobrze było przyjść do klubu, przybić piątkę, zamienić oczywiście kilka słów, oddać kurtkę i skierować się do baru.

Ktoś mógłby spytać, dlaczego w tym akapicie nie wspomniałem szerzej o didżejach – rezydentach Metra? O ludziach, którzy tworzyli muzyczny klimat Metra napiszę więcej w oddzielnym akapicie pt. muzyka.

Dziękując tym koleżankom i kolegom, których miałem przyjemność i zaszczyt spotkać w Metrze dodam, że to między innym z tymi ludźmi chodziłem na równie co sam klub…

kultowe imprezy.

Nie pamiętam ile razy przygotowywałem z Unitrą (tak, tym samym, który później stanął za barem i znanym jako Orzech) dekorację na imprezę 200 KM/H. Nie pamiętam też ile lat liczy sobie ta impreza. Pamiętam za to, że 5. urodziny 200 KM/H obchodziliśmy w 2002 roku. Resztę obliczcie sami. Orzecha dawno już w Metrze nie ma, ale jego (wespół z Sashką) impreza przetrwała. Orzech przez wszystkie lata bezkompromisowo promował klasyczne techno. Jak dobrze pamiętam, jednym z jego ulubionych kawałków był Joey Beltram z klasycznym już Energy Flash, odsłuch poniżej.

Inną kultową imprezą był Kitsch’n’Electricity od początku do końca zaprojektowany przez Dtekka, czyli Jędrka Dondziło. Kto chciał choć na jedną noc wrócić do klimatu lat 80. nie tylko w muzyce, ale i w modzie, nie mógł przegapić tej imprezy. Zero kiczu w muzyce, 100% kiczu w oprawie. Nie zapomnę jak na którejś z edycji tego cyklu, Jędrek wpadł na pomysł, aby do klimatu imprezy dopasować i przebrać także… ochroniarzy w klubie. Okazało się to strzałem w 10!

Kolejnym cyklem imprez były „czwartki” które prowadził Kriztov – czyli Gorączka Czwartkowej Nocy. To co wyprawiał Krzysiek za didżejką to także temat na oddzielną notkę. Wiele osób, które pierwszy raz zawitało w progi Metra pytało o muzykę graną w Metrze w czwartki. Odpowiedź była jedna – po prostu czwartek. Dla stałych bywalców była to doskonała okazja żeby potańczyć przy niekiedy dobrze znanych przebojach podanych w niezwykły sposób. Krzysiek potrafił zagrać Freedom Georga Michaela, zaraz potem Eurythmics, by płynnie przejść w kawałek drumandbassowy, a publika zamiast zejść z parkietu po takiej zmianie stylu domagała się więcej.

Wspomnieć także muszę o reggae we środy. Cykliczna impreza (darmowa) dla fanów wszystkiego co miało jakąkolwiek styczność z Jamajką. Szkoda, że także i te imprezy z biegiem lat zniknęły z klubu.

Zarówno 200 KM/H jak i Kicz to imprezy tworzone przez rezydentów klubu. Było też kilka cykli „importowanych”. Na pierwszy plan wybijał się zdecydowanie Pompon Night kolegów z Pompon Team czyli Mike Polarny i Hory. Innymi ulubionymi były np. Digital Dubby Night z Mike’m P. na czele. Obie ekipy dzielnie wspierał nasz lokalny rezydent Diva SR. Zarówno na Pompon nocach i Digitalach prezentowane były najświeższe brzmienia z różnych zakątków świata. Wszystko w klimacie wyrafinowanej elektroniki, wysublimowanego electro i subtelnego house i deephouse. Zdarzały się także smaczki jak np. kawałek Hope for a generation ekipy Fat Freddy’s Drop.

Odsłuchajcie ten utwór. A teraz wyobraźcie sobie dobrą imprezę electro i techhousową, gdzie na głównej sali Metra nagle kończy się kawałek, wszyscy na parkiecie myślimy, że może coś się stało ze sprzętem… gdy po chwili pojawiają się dźwięki gitar, delikatnych klawiszy, linii basowej oraz jakże dopasowanej sekcji dętej. Jeśli przesłuchacie powyższy kawałek zauważycie pewnie, że utrzymany jest on w stylistyce reggae. Tak, reggae na imprezie electro i techhousowej! Publika obecna wtedy na sali w sekundzie „kupiła” ten utwór.

Muzyka

Czymś co absolutnie wyróżniało Klub Metro w morzu otaczającej muzycznej tandety była zawsze muzyka. Nie do opisania jest uczucie: przyjść do klubu jako 19-, 20-latek i usłyszeć tam utwory, które się znało z np. kultowej Vivy Zwei. A tak właśnie było w Metrze. Co prawda na początku lat 2000 dostępny był już internet i do wielu rzeczy można się było dokopać samemu, ale wyróżnikiem Metra było coś, co nazywa się muzyczną selekcją. Znaleźć muzykę w sieci lub w sklepach z vinylami jest łatwo. Sztuką jest znalezioną muzykę dobrze podać – co udawało się zdecydowanej większości dj i producentów pojawiających się w Metrze.

W ten sposób płynnie wróciłem do wątku dj rezydentów Metra. Wspomnieni już Sashka, Diva SR, Kwik, Dtekk, Unitra, Kriztov, Koola, a także Cyryl, Edemski, Fobist, Majki, Auricom, Horniacos, Danka, Kowej itd. pewnie nie zdają sobie sprawy jak wiele im zawdzięczam w materii poznawania i odkrywania nowych zakamarków różnych gatunków muzyki. W Metrze mogliśmy usłyszeć rzeczy przeróżne – od techno (w rozmaitych odmianach) przez electro, house po drumandbass. Dużo tego.

Oprócz kilku utworów, które pojawiły się wyżej jest też kilka innych, do których bardzo często wracam, a które jednoznacznie kojarzą mi się z Metrem. Właściwie to jest ich kilkaset i mógłbym napisać o nich książkę… Więc, żeby nie przedłużać wspomnę o kilku kawałkach. Akapit ten zmienia się w więc w sentymentalne wspominki. Po tylu latach można się śmiało podzielić wrażeniami z Metra.

Panasha usłyszałem po raz pierwszy na imprezie z Heiko M/S/O. O tym kim jest ta postać nie będę się rozpisywać – notka o nim mogłaby być dłuższa niż ten tekst. W wielkim skrócie Heiko zrobił dla promocji muzyki elektronicznej mniej więcej tyle ile Nirvana dla grunge’u.

Ciągle jeden z ulubionych – Perlon numero tres, czyli moje absolutne początki z Metrem. Dobre kliki, posłuchajcie sami.

Nieśmiertelny kawałek z równie nieśmiertelnym teledyskiem. Ostatnio utwór ten został wykorzystany przez stację TVN w swojej autoreklamie. Można więc zakładać, że Białystok muzycznie wyprzedził jedną z głównych stacji telewizyjnych o całą dekadę.

Na zakończenie muszę wręcz wspomnieć o klubowym nagłośnieniu. Niewiele osób wie, ale dysponowaliśmy w Białymstoku miejscem o jednym z najlepszych soundsystemów w Polsce. Wszystko dzięki audiofilskim zapędom wspomnianych we wcześniejszych akapitach Maćków, a szczególnie M2. Wszyscy bywalcy Metra pamiętają, pana który jak się powszechnie wydawało, przeszkadzał didżejom. Otóż było dokładnie odwrotnie. „Kręcenie gałkami” pozwalało nam, publiczności na parkiecie, się cieszyć znakomitą jakością dźwięku.

O tym, że Metro to nie byle jaka zwykła imprezownia świadczą też wypowiedzi dj tam grających oraz historie ludzi i nasz obecny status społeczny. Ludzie, którzy dorastali i dojrzewali z Metrem pełnią teraz ważne funkcje. O części nie chcę lub nie mogę oficjalnie pisać, ale dość wspomnieć, że koledzy i koleżanki, z którymi spotykałem się na przestrzeni lat – na parkiecie i przy barze – są teraz poważnymi urzędnikami, biznesmenami, dziennikarzami, lekarzami, prawnikami, artystami, promotorami muzycznymi czy ludźmi tworzącymi białostocką (i nie tylko) kulturę.

Wpadajcie więc na 20 urodziny Metra. Podejrzewam, że z większością z Was spotkam się w urodzinową sobotę 12 listopada, więc napiszę krótko – do zobaczenia przy barze!

Zakończenie / nowy etap?

Ostatnie 20 lat Metra oraz moich kilkanaście lat wspomnień i przygód z Metrem związanych można podsumować jednym z – także dobrze znanych metrowej publiczności – utworów. Gui Boratto wydał kiedyś kawałek pt. Beautiful Life. Idealnie pasuje jako podsumowanie tych kilkunastu lat.

PS Jakby ktoś pytał jak się w Metrze tańczyło, to odpowiadam tytułem jednego z ulubionych kawałków – Dance like it is ok 😉

Radek Puśko
(na Forum Metra dawniej znany jako „Q”)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *